Kupili mi sweterek. Żebym się nie przeziębił. Już po ptakach, bo mam katar. Wracając do sweterka. Wyglądam w nim jak kretyn. Aż wstyd wychodzić! Premiera była przed północą, na szczęście ciemno i ni żywego ducha. Gorzej jak pani wpadnie na pomysł, żeby mnie tak ubrać rano. Ja się chyba ze wstydu spalę przed tą Tosią, którą zawsze spotykamy. Tosia ma co prawda też idiotyczne pomarańczowe wdzianko, ale to w końcu dziewczyna - im różne rzeczy przychodzą do głowy. Mnie do mojej do głowy nie przyszłoby, zebym nosił granatowy sweterk w irlandzki ścieg dziergany. Ech, pieskie życie...
środa, 28 listopada 2012
wtorek, 27 listopada 2012
Wcale nie jestem chory, czyli wizyta u doktora
Znowu jazda samochodem (lubię), znowu spacerek ( staram się polubić) i wizyta w gabinecie o dziwnych zapachach ( nie jestem przekonany czy lubię). Jesteśmy u doktora, który, żeby mnie zbadać, musiał postawić mnie na wysokim metalowym stole. Zaglądanie w zęby i sprawdzanie jajeczek to nie jest szczyt kultury osobistej, zwlaszcza przy pierwszym poznaniu. Dobrze, że przynajmniej mój pan się ucieszył i mówił "dobry pies". Ja też wymruczałem "dobry pan", ale jakoś nikt nie podskakiwał z radości.
sobota, 24 listopada 2012
Nowy w przedszkolu,czyli coś z nim nie tak...
Dziś na zajęciach w psim przedszkolu mieliśmy naukę chodzenia na smyczy. Zrobiliśmy kilka kilometrów, chodząc gęsiego: jeden pies za drugim. Byliśmy na smyczach, na końcu których zawsze był nasz pan albo pani. Chyba byłem niezły, bo moja końcówka smyczy , tj. Moja Pani, ciągle mnie chwaliła. Na koniec zajęć mogliśmy sobie pobiegać i wtedy dołączył do nas on. Buldog angielski. Odróżniał się od reszty towarzystwa tym, ze nie był szczeniakiem no i że miał 5 nóg- zobaczcie sami! :-)
czwartek, 22 listopada 2012
Wychodzicie do pracy, czyli najlepszy czas na zabawę!
Zawsze przed wyjściem do pracy musimy zmęczyć naszego szczeniaka, żeby spokojnie czekał na nasz powrót i, nudząc się, nie poobgryzał nam mieszkania. Myślę, że Nero rozumuje podobnie: "zmęczę ich i będę miał święty spokój"!
wtorek, 20 listopada 2012
Drobne triki, czyli jak wejść na kanapę
Zostałam poddana najwyższej próbie. Nero wypróbował na mnie swoją minkę "nie bądź taka, pozwól mi wejść na kanapę". I jak tu być twardym i bezwzględnym? No a jednak człowiek musi!
Z wizytą u Soni, czyli dziewczyny są fajne!
W niedzielę postanowiliśmy naszego bostonka zapoznać z yorkinią naszych
przyjaciół. Sonia ma 7 miesięcy i jest równie
stanowcza, jak i piękna. Ma to pewnie po swojej pani :-). Ale do rzeczy. Pierwsze
obwąchanie było dość zachowawcze, ale potem zabawa się rozkręciła na dobre: ganianie po kuchni, wykradanie sobie marchewek z miski, ciąganie dywanu, wspólny spacer po wale a potem odsypianie tego szaleństwa w swoich łóżeczkach. Jednak byle blisko siebie...
poniedziałek, 19 listopada 2012
Psie przedszkole, czyli jak zostać przewodniczącym klasy.
Zapisalismy się do psiego przedszkola. Pani Magda uczy właścicieli
małych i słodkich szczeniaków jak być dla nich prawdziwym liderem i nie
dac się zwieść słodkim mordkom i pięknym oczom. Inna sprawa , że psy
uczą się także swojego miejsca w psięj grupie. W naszej jest 8
szczeniaków, m.in : pudel, spaniel, papillon, maltańczyk, jack russel
terrier... o! i tu się zatrzymajmy. Jack russel terrier to pies
niezwykle aktywny, narzucający wszystkim swoją dominację - nie tylko
ludziom , ale oczywiście także i psom w grupie. Kazdy ze szczeniaków
przyjął przywództwo jacka po zapoznawczym obwąchaniu się. Kazdy oprócz
jednego, naszego bostonka. Jack próbował ze wszech sił zdominować Nero i
zmusić go do uległości. Niestety trafiła kosa na kamień. Moze Nero
nie jest tak krzykliwy i aż tak ruchliwy, ale on także ma swój
charakter. Jack imał się różnych sposobów. Podgryzał, podszczekiwał,
skakał na kark, skakał przez grzbiet. Nero staral się ignorować
szaleńca i na sztywnych nogach odchodził od niego z miną mówiącą "chyba
gość przedawkował..". Po kilku próbach jacka, aby Nero w końcu mu
uległ, nasz bostonek wykonał ruch szybki niczym ninja i powalił jacka na
ziemię. Jack odsłonił brzuch i unieruchomiony przez Nero warczał chyba
przeprosiny. Nero natomiast spokojnie warknął jakieś groźne zdania,
które jackowi dały prawdopodobnie wiele do myślenia. Jack próbował
jeszcze podskakiwać 3-4 razy, jakby ta lekcja go niczego nie nauczyła,
niestety (dla niego) skutek zawsze był taki sam - powalony jack i
bostonek warczący "kolego, daj mi spokój, nie odpowiada mi Twoje
towarzystwo". W efekcie jack znalazł inną rozrywkę - uciekał swojej
pani w krzaki. Musiało go to bardzo bawić , bo do końca zajęć nie udało
mu się sprostać komendzie "siad". Przyznam , ze i naszemu bostonkowi
słabo to wychodziło, ale biorę to na karb jego inteligencji, czyli"
ogłupieli? na mokrym siadał nie będę!".
Pierwsza troska, czyli jak nie dać się zrobic w konia przez szczeniaka
Czy znacie psa, który na okrzyk "idziemy na spacer" zamyka oczy i
udaje, że głęboko śpi na swoim posłaniu? Nie? Ja też takiego psa nie
spotkałam. Do tej pory. Otóż Nero nie czerpie przyjemności z wyjścia na
spacer. Sen z powiek spędza mi pytanie - dlaczego? Czy to kwestia
nowego otoczenia, a może mu zimno, a jeszcze: czy wybrac szelki czy
jednak pozostawić obrożę? Pytania się mnożą, zatem zabraliśmy się do
poszukiwania odpowiedzi:
1. wsparcie "naukowe": wszelkie porady na stronach internetowych mówią: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
2. wsparcie posiadacza zwierząt , pracownika sklepu zoologicznego: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
Hmm, wersje się pokrywają , a my ćwiczymy cierpliwość. Każde wyjście nagradzane jest psim cukierkiem, kazde podjęcie drogi na nowo - znowu cukierek. Ale czy przypadkiem nasz szczeniak nie robi nas w konia? Być może ten mały cwaniaczek tak lubi psie smakołyki, że wymyslił sobie, że to jedyny sposób, aby je otrzymać? Zatrzymuje się zdecydowanie i postanawia nie iść dalej. Wtedy kucam , mizdrzę się do niego, ostatecznie wołam "do mnie" , co dla Nero oznacza pyszny smak cuksa w pyszczku. Im więcej upartych postojów - tym więcej mojego zachwalania mądrego pieska i cukiereczków... Nie, chyba nie może być aż tak przebiegły... :-))
1. wsparcie "naukowe": wszelkie porady na stronach internetowych mówią: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
2. wsparcie posiadacza zwierząt , pracownika sklepu zoologicznego: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
Hmm, wersje się pokrywają , a my ćwiczymy cierpliwość. Każde wyjście nagradzane jest psim cukierkiem, kazde podjęcie drogi na nowo - znowu cukierek. Ale czy przypadkiem nasz szczeniak nie robi nas w konia? Być może ten mały cwaniaczek tak lubi psie smakołyki, że wymyslił sobie, że to jedyny sposób, aby je otrzymać? Zatrzymuje się zdecydowanie i postanawia nie iść dalej. Wtedy kucam , mizdrzę się do niego, ostatecznie wołam "do mnie" , co dla Nero oznacza pyszny smak cuksa w pyszczku. Im więcej upartych postojów - tym więcej mojego zachwalania mądrego pieska i cukiereczków... Nie, chyba nie może być aż tak przebiegły... :-))
Team work, czyli bohater we własnym domu
Tata musiał naprawić drzwiczki od skrzynki z kablami. Zadanie było
karkołomne, bo trzeba było je wykonać leżąc na podłodze. Kto by się
spodziewał, że miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę staną sie
najwygodniejszym siedziskiem dla Nero.
Ratunku, jakie imię mamy wybrać
Mogę powiedzieć , że wybór imienia dla psa jest trudniejszy niż dla
dziecka. Dlaczego? Bo jest więcej osób, których decyzję należy
uszanować - Tata, Mama, A. i B. Imię z hodowli to KOFII z Księstwa
Cieszyńskiego. W sumie bardzo fajne imię, ale jeśli można coś ulepszyć ,
to dlaczego nie spróbować. No i zaczęło się: Ozzy, Jimmy, Johnny,
Eddie, Pele, czyli rockowo albo futbolowo. Osiągnięcie zgody było tak
samo możliwe jak wspólne zdanie polityków z rożnych frakcji.
Bezimienne więc szczenię zostało zabrane do Babci Basi na spotkanie
zapoznawcze. Babcia ma wiele zdjęć przedstawicieli rodzinki, w tym psów:
Arsana, Nesto, Bony, Nero. I to ostatnie imię wpadło nam wszystkim w
ucho. Zwłaszcza, że mały jest czarnej maści z białymi łatkami , zatem
Nero (po włosku czarny) pasuje idealnie. I tak wyszliśmy na spacer już w
towarzystwie malego Nero.
Pierwszy spacer, czyli dlaczego wszyscy się mną zachwycają
W drodze na bazarek po smycz i nową obrożę, doznaliśmy niesamowitego
wprost zainteresowania szczeniakiem. Tak pewnie czuja się celebryci!
Ludzie przystawali, komplementowali, dawali rady (często sprzeczne ze
sobą). Ludzie rezygnowali z miejsca w kolejce do warzywniaka, aby
obejrzeć pieska, kobiety hamowały z piskiem opon, aby dotknąć to cudo,
starszy pan porzucił spacerowego towarzysza, aby dać sobie polizac
policzki. Przez naszego bostonka oczywiście. A. był dumny jakby to jego
dotyczyło. Do domu wróciliśmy z nową obrożą, smyczą i bagażem
doświadczeń psich fanów.
Jak to się stało - czyli krótka historia o tym, jak bostonek pojawił się w naszym domu
W sobotę 10. listopada dołączył do nas nowy domownik. Nie byle jaki - z Księstwa Cieszyńskiego!
Pojawienie się tego małego
brzdąca było poprzedzone prośbami naszego 10-latka A. , a wlasciwie
błaganiami. Wcześniej jego brat ,obecnie 17letni B., też marzył o
psie. To właśnie B jako pierwszy przygotował petycję do rodziny i
znajomych, aby pomogli mu w przekonaniu rodziców, aby mieć psa.
Niestety rodzice byli nieugięci, mimo, ze B zebrał pod swoją petycją
ponad 10 podpisów i zadeklarował wywiązywanie się ze wszystkich
obowiązków. Ponad 10 osób mu uwierzyło - super! Niestety rodzice
okazali się ludźmi małej wiary, bo pies w domu się nie pojawił. Pojawił
się za to braciszek A. Ale, umówmy się, braciszek nie dorasta do pięt
pieskowi!Tę samą taktykę zastosował A, jak tylko podrósł i osiągnął zdolność racjonalnego przekonywania dorosłych (racjonalnego, czyli bez uzycia pięknych oczu!).
Ponieważ pies ze względu na ostry sprzeciw Taty nie wchodził w rachubę, zaczął myśleć o kocie. Znalazł odpowiednią dla rodziny rasę Ragdoll i napisał petycję. Zebrał ponad 15 podpisów, bo sprytnie ją zabrał na imprezę towarzyską. Czy przekonywał racjonalnie czy raczej wykorzystywał minę kota ze Shreka - trudno powiedzieć, ale podpisy zebrał. Tata, chyba w przyplywie słabości, a może zmęczony nękaniem rzekł: " A róbcie co chcecie!". Oczywiście był przekonany, że zrozumiemy tę odpowiedź jako zdecydowany sprzeciw. Niestety sztuka komunikacji jest trudną dziedziną - zrozumieliśmy to jako przyzwolenie.
Mama zaczęła szukac hodowli bostonków, bo ta rasa spełniała nasze oczekiwania - towarzyski, inteligentny, uroczy i mały. Własciwie Mama kompletnie zwariowała na tym punkcie. Wyslala maila do 23 hodowli i z większości dostała odpowiedzi - sympatyczne pozdrowienia od ludzi zakochanych w tej rasie. Jeden z hodowców polecił hodowlę w Cieszynie, gdzie znajdował się nasz maluch.
I teraz historia dostała przyspieszenia niczym cząsteczki w zderzaczu hadronów. Aby skrócic opowieść do maksimum - 10.11.2012 o godz 11:00 przyjechała pani Kasia z mężem oraz z księciem cieszyńskim.
I tak oto staliśmy się pięcioosobową rodziną: mama, tata, A, B i Nero...
Subskrybuj:
Posty (Atom)