poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego Nowego Roku!

Już dziś ostatni dzień roku.  Mam zamiar świętować jego koniec, a może początek tego nowego  (nie wiem , nie znam się, niedoświadczony jestem) z moją kumpelą yorkinią.  Ja zawsze jestem przygotowany na uroczystą chwilę.  Urodziłem się we fraku! Podobno tylko białe skarpety to objaw wieśniactwa.  Mnie jednak się podobają. Ładnie wystylizowany ustawiłem wszystkich do pamiątkowej fotki , aby złożyć Wam życzenia:

Wszystkim, których poznałem oraz tym , którzy o mnie słyszeli życzę długich spacerów, smacznych kąsków i miłego drapania za uszkiem przez kogoś kto Was kocha!  Szczęśliwego Nowego Roku!


niedziela, 30 grudnia 2012

Niezła jazda, czyli Salsa i ja

No i heja! Pędzimy przez polską dzicz. Wertepy, chaszcze, błota*. Pędzimy razem my - ja i Salsa złota!
 
 


* posłużyłem się cytatem i z szacunku do praw autorskich zaznaczam to uczciwie - Jacek Kaczmarski - Czerwony autobus.

PS. do poprzedniego posta

Oświadczam, że wszelkie pomówienia o naszym konflikcie są nieprawdą! Jesteśmy dobrani jak w korcu maku!

Płynie w nas błękitna krew...

Jeśli ktoś słyszał, że mój pan nie zgadza się na posiadanie psa i nie toleruje mojej obecności w mieszkaniu, niech zerknie na nas dwóch na zdjęciu poniżej. Heloł! ktoś tu do kogoś się upodabnia!
Ten sweterek pod kolor moich oczu. Przypadek???

Ja w trzech odsłonach

Najpierw jakieś nerwy (nie zdążymy!, szybciej, szybciej), później siedzenie przy stole (ach , przepyszne Ci wyszły te pierogi, śledzik, grzybowa), potem jakies jęki ( wśród nocnej ciszy), aż nastał czas zabawy!  Przyznam , że lubię przebieranki. W niektórych ciuszkach, przyznam nieskromnie, wyglądam całkiem całkiem.  Przybieram wtedy różne groźne postawy, miny , a pani wyciąga aparat i trzaska mi fotki. To ja - macho dog - Nerczysław Groźny, Nerczysław Malutki oraz Nerczysław Niewinny. Jakbyście nie rozpoznali moich kreacji artystycznych - podpowiem: to ja, Wasz przyjaciel Nero.



Niedobre żyrafy, niedobre!

Spotkałem niezłą parkę. Dwie żyrafy.  No oczywiście nie były to prawdziwe żyrafy .  Wiem, że nie zmieszczą się do zwykłego mieszkania.  Te, dziwnym trafem, zamiast górować gdzieś pod sufitem, znalazły swoje miejsce przy podłodze.  Tak jakby skubane wiedziały, że będą mnie drażnić tymi swoimi uszkami, tymi swoimi oczkami i  tymi swoimi różkami.  Ja mam nerwy na krótkim postronku. Mnie wiele nie potrzeba. Drobny ruch z ich strony i od razu rzucałem im się do pyska.  A muszę powiedzieć, że, skubane, cały czas się ruszały.  Zajęcie miałem na cały dzień, póki nie zniknęły.  Musiały coś przeskrobać, bo zamknęli je w szafie.

Choinka piękna jak las, choinki nie ma wśród nas

Choinka.  Kto by przypuszczał, że cała rodzina będzie się zachwycać jakimś drzewkiem upstrokaconym jak celebrytka na lansie. Tu łańcuszek, tu świecidełko, a tam piórko.  Właśnie z tymi piórkami miałem kłopot.  Strasznie mnie wnerwiały.  Głównie dlatego, że pani nie dała mi się nimi pobawić.  Gonili mnie po całym mieszkaniu, jakbym im połknął czterokaratowy brylant. Zrozumiałem, że te piórka są z jakiegoś powodu dla nich ważne. Odpuściłem.  Ale nie na długo.  Jak sobie poszli do pracy, a ja , jak już wcześniej wspomniałem nie mogę ani czytać, ani zajmować się dywanem, postanowiłem na serio zająć się tą choinką.  Pociągnąłem za piórko i choinka poleciała za piórkiem.  Głupi nie jestem.  Wiedziałem, co to jest konsekwencja.  Ale tylko w zakresie piórka i choinki, bo nie przewidziałem , ze aniołkowi odpadnie głowa, a i gwiazda z czubka nie jest  odporna na moje zaczepki.  No i przede wszystkim nie przewidziałem, że pani się wścieknie.  Teraz już choinka mnie w ogóle nie rusza.  Piórek nie ma.

http://www.youtube.com/watch?v=hkKCDi4gZN0

W czasie deszczu psiaki się nudzą

Właściwie nie tylko w czasie deszczu ( choć słyszałem, że takie powiedzenie jest poparte faktami) ale w ogóle kiedy nikogo nie ma w domu nuda sięga szczytu. Co robić, co robić? - myślę spanikowany. Wtedy mam całkiem niezłe pomysły. Niestety wydają się one niezłe tylko mnie, bo pani zazwyczaj groźnie na mnie patrzy i coś mówi jakbym był z lekka głuchy. Zawsze zastanawiam się skąd pani wie, że na coś wpadłem. Już od progu ma tezę. Nawet nie spojrzy na moje dzieło, a już jej się nie podoba. Teraz wiem. KTOŚ przesyła jej zdjęcia przez telefon. Nawet wiem KTO. raz dwa trzy foch!
Legenda do zdjęć:
1. zrobiłem rearanżację choinki.  Te piórkowe ozdoby i sztuczny głóg to był szczyt wioski.
2. dywan i tak im się nie podoba.  Ciagle słyszę, że się pyli i jest do niczego.  To im pomogłem podjąc decyzję.  Ale oni , jak to oni, dużo gadania, zero czynu.  I tak mamy taki obrzępolony dywanik.
3. czytanie podnosi poziom intelektualny.  Jak się za to wziąłem, to stwierdzili, że "brzydki pies".  Weź tu zrozum człowieka.


wtorek, 11 grudnia 2012

Niby nic a pies światowy się robi

Taki sobie portrecik strzeliłem. W piątek jadę wyrobić paszport. Ach te urzędowe sprawy...

Ogon - my love!

 
Sam nie mam ogona.  Nie wiem dlaczego natura postąpiła ze mną tak okrutnie.  Przecież nie potrzebowałbym ani gumowego udka do zabawy ani tym bardziej frędzli naszego dywanu.  Bawiłbym się własnym ogonem. Przez cały czas.  A tak pozostaje mi rozprawiać się z frędzlami.
Znalazłem jednak interesujący ogon.  Należy do Salsy mojej kuzynki.  Jest dłuższy ode mnie i puchaty bardziej niż frędzle naszego dywanu.  Bardzo mi odpowiada. Zdaje się , że Salsa też nie ma z tym kłopotu, po , podczas gdy ja się świetnie bawiłem, ona leżała spokojnie i z pewną taką niesmiałością zerkała czy ogon jest ciagle jej, czy juz mój.

Akcję OGON możecie obejrzeć tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=Q18OFuwBsg4





poniedziałek, 10 grudnia 2012

Słodkie sny

Pokażę Wam, gdzie mi się najlepiej śpi. Najlepiej jak ludzie nie zdołają się zorientować. Mój spokojny sen się kończy jak tylko oni się obudzą. Słyszę tylko Fe i Fe. O co im chodzi? O jakieś żelazne- Fe zasady????




Moja wielka wizyta

Byłem u mojej kuzynki Salsy. Zdziwiłem się, że mogę stanowić jedynie 10% gabarytów mojej szanownej kuzynki. Zła strona zabawy z Kuzynką jest taka, że trudno skoczyć na jej grzbiet. Gdy stoi. Z pewnym dyskomfortem, ale i sukcesem, udało mi się jednak przez nią przeskoczyć. Gdy leżała.







poniedziałek, 3 grudnia 2012

U Babci na imieninach, czyli są goście i jest rodzina!

Nie ma to jak u Babci! Jest gdzie pobiegać i jest się z kim poprzytulać. Na dodatek Babcia ma świetny gryzak, na którym często siedzi ( mowa o fotelu bujanym - przypis administratora blogu). Podobno dostałem szaleju z powodu dzieci: A, N i W. Zawsze jednak mogłem znaleźć schronienie na kolanach albo u Babci B albo u Babci I. To były bardzo udane imieniny!





Mam katar, czyli nie idę do przedszkola

Zrobiło się zimno. Bardzo zimno! Pani nie ma litości i każe mi wychodzić na dwór. Jak tylko słyszę brzęk smyczy, to szybko wbiegam na posłanie, zamykam oczy i... śpię. Pani jednak nie ma litości. Ubiera mnie w nowy kubraczek (niezły, męski, ortalion plus polarek z paskiem odblaskowym) i każe wyjść się przewietrzyć. Od tych spacerów dostałem kataru. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i dzięki temu nie poszliśmy na lekcję w sobotę. Ten katar to całkiem dobra metoda, żeby cieszyć się ciepełkirm posłania. Niech inni sobie ćwiczą "równaj", "zostań" i takie tam. Ja w tym czasie sobie pośpię!

środa, 28 listopada 2012

Czy nie wyglądam grubo, czyli ten sweterek jest wsiowy, ale taki ma być

Kupili mi sweterek. Żebym się nie przeziębił. Już po ptakach, bo mam katar. Wracając do sweterka. Wyglądam w nim jak kretyn. Aż wstyd wychodzić! Premiera była przed północą, na szczęście ciemno i ni żywego ducha. Gorzej jak pani wpadnie na pomysł, żeby mnie tak ubrać rano. Ja się chyba ze wstydu spalę przed tą Tosią, którą zawsze spotykamy. Tosia ma co prawda też idiotyczne pomarańczowe wdzianko, ale to w końcu dziewczyna - im różne rzeczy przychodzą do głowy. Mnie do mojej do głowy nie przyszłoby, zebym nosił granatowy sweterk w irlandzki ścieg dziergany. Ech, pieskie życie...

wtorek, 27 listopada 2012

Wcale nie jestem chory, czyli wizyta u doktora

Znowu jazda samochodem (lubię), znowu spacerek ( staram się polubić) i wizyta w gabinecie o dziwnych zapachach ( nie jestem przekonany czy lubię). Jesteśmy u doktora, który, żeby mnie zbadać, musiał postawić mnie na wysokim metalowym stole. Zaglądanie w zęby i sprawdzanie jajeczek to nie jest szczyt kultury osobistej, zwlaszcza przy pierwszym poznaniu. Dobrze, że przynajmniej mój pan się ucieszył i mówił "dobry pies". Ja też wymruczałem "dobry pan", ale jakoś nikt nie podskakiwał z radości.



sobota, 24 listopada 2012

Nowy w przedszkolu,czyli coś z nim nie tak...

Dziś na zajęciach w psim przedszkolu mieliśmy naukę chodzenia na smyczy. Zrobiliśmy kilka kilometrów, chodząc gęsiego: jeden pies za drugim. Byliśmy na smyczach, na końcu których zawsze był nasz pan albo pani. Chyba byłem niezły, bo moja końcówka smyczy , tj. Moja Pani, ciągle mnie chwaliła. Na koniec zajęć mogliśmy sobie pobiegać i wtedy dołączył do nas on. Buldog angielski. Odróżniał się od reszty towarzystwa tym, ze nie był szczeniakiem no i że miał 5 nóg- zobaczcie sami! :-)

czwartek, 22 listopada 2012

Wychodzicie do pracy, czyli najlepszy czas na zabawę!

Zawsze przed wyjściem do pracy musimy zmęczyć naszego szczeniaka, żeby spokojnie czekał na nasz powrót i, nudząc się, nie poobgryzał nam mieszkania. Myślę, że Nero rozumuje podobnie: "zmęczę ich i będę miał święty spokój"!

wtorek, 20 listopada 2012

Drobne triki, czyli jak wejść na kanapę

Zostałam poddana najwyższej próbie. Nero wypróbował na mnie swoją minkę "nie bądź taka, pozwól mi wejść na kanapę". I jak tu być twardym i bezwzględnym? No a jednak człowiek musi!



Z wizytą u Soni, czyli dziewczyny są fajne!

W niedzielę postanowiliśmy naszego bostonka zapoznać z yorkinią naszych przyjaciół. Sonia ma 7 miesięcy i  jest równie stanowcza, jak i piękna. Ma to pewnie po swojej pani :-). Ale do rzeczy. Pierwsze obwąchanie było dość zachowawcze, ale potem zabawa się rozkręciła na dobre: ganianie po kuchni, wykradanie sobie marchewek z miski, ciąganie dywanu, wspólny spacer po wale a potem odsypianie tego szaleństwa w swoich łóżeczkach. Jednak byle blisko siebie...







poniedziałek, 19 listopada 2012

Psie przedszkole, czyli jak zostać przewodniczącym klasy.

Zapisalismy się do psiego przedszkola. Pani Magda uczy właścicieli małych i słodkich szczeniaków jak być dla nich prawdziwym liderem i nie dac się zwieść słodkim mordkom i pięknym oczom. Inna sprawa , że psy uczą się także swojego miejsca w psięj grupie.  W  naszej jest 8 szczeniaków, m.in : pudel, spaniel, papillon, maltańczyk, jack russel terrier... o! i tu się zatrzymajmy. Jack russel terrier to pies niezwykle aktywny, narzucający wszystkim swoją dominację - nie tylko ludziom , ale oczywiście także i psom w grupie.  Kazdy ze szczeniaków przyjął przywództwo jacka po zapoznawczym obwąchaniu się.  Kazdy oprócz jednego, naszego bostonka.  Jack próbował ze wszech sił zdominować Nero i zmusić go do uległości.  Niestety trafiła kosa na kamień.  Moze Nero nie jest tak krzykliwy i aż tak ruchliwy, ale on także ma swój charakter. Jack imał się różnych sposobów.  Podgryzał, podszczekiwał, skakał na kark, skakał przez grzbiet.  Nero staral się ignorować szaleńca i na sztywnych nogach odchodził od niego z miną mówiącą "chyba gość przedawkował..".  Po kilku próbach jacka, aby Nero w końcu mu uległ, nasz bostonek wykonał ruch szybki niczym ninja i powalił jacka na ziemię.  Jack odsłonił brzuch i unieruchomiony przez Nero warczał chyba przeprosiny.  Nero natomiast spokojnie warknął jakieś groźne zdania, które jackowi dały prawdopodobnie wiele do myślenia. Jack próbował jeszcze podskakiwać  3-4 razy, jakby ta lekcja go niczego nie nauczyła, niestety (dla niego) skutek zawsze był taki sam - powalony jack i bostonek warczący "kolego, daj mi spokój, nie odpowiada mi Twoje towarzystwo".  W efekcie jack znalazł inną rozrywkę - uciekał swojej pani w krzaki.  Musiało go to bardzo bawić , bo do końca zajęć nie udało mu się sprostać komendzie "siad".  Przyznam , ze i naszemu bostonkowi słabo to wychodziło, ale biorę to na karb jego inteligencji, czyli" ogłupieli?  na mokrym siadał nie będę!".


Pierwsza troska, czyli jak nie dać się zrobic w konia przez szczeniaka

Czy znacie psa, który na okrzyk "idziemy na spacer" zamyka oczy i udaje, że głęboko śpi na swoim posłaniu?  Nie?  Ja też takiego psa nie spotkałam.  Do tej pory. Otóż Nero nie czerpie przyjemności z wyjścia na spacer.  Sen z powiek spędza mi pytanie - dlaczego? Czy to kwestia nowego otoczenia, a może mu zimno, a jeszcze: czy wybrac szelki czy jednak pozostawić obrożę? Pytania się mnożą, zatem zabraliśmy się do poszukiwania odpowiedzi:
1. wsparcie "naukowe": wszelkie porady na stronach internetowych mówią: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
2. wsparcie posiadacza zwierząt , pracownika sklepu zoologicznego: bądź cierpliwy, szczeniak musi przyzwyczaić się do nowej sytuacji, nagradzaj go, mów dobre słowa i nie ustępuj - wychodź na spacer w ustalonych porach.
Hmm, wersje się pokrywają , a my ćwiczymy cierpliwość. Każde wyjście nagradzane jest psim cukierkiem, kazde podjęcie drogi na nowo - znowu cukierek.  Ale czy przypadkiem nasz szczeniak nie robi nas w konia? Być może ten mały cwaniaczek tak lubi psie smakołyki, że wymyslił sobie, że to jedyny sposób, aby je otrzymać?  Zatrzymuje się zdecydowanie i postanawia nie iść dalej.  Wtedy kucam , mizdrzę się do niego, ostatecznie wołam "do mnie" , co dla Nero oznacza pyszny smak cuksa w pyszczku.  Im więcej upartych postojów - tym więcej mojego zachwalania mądrego pieska i cukiereczków... Nie, chyba nie może być aż tak przebiegły... :-))



Team work, czyli bohater we własnym domu

Tata musiał naprawić drzwiczki od skrzynki z kablami.  Zadanie było karkołomne, bo trzeba było je wykonać leżąc na podłodze.  Kto by się spodziewał, że miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę staną sie najwygodniejszym siedziskiem dla Nero.

Ratunku, jakie imię mamy wybrać

Mogę powiedzieć , że wybór imienia dla psa jest trudniejszy niż dla dziecka.  Dlaczego? Bo jest więcej osób, których decyzję należy uszanować - Tata, Mama, A. i B. Imię z hodowli to KOFII z Księstwa Cieszyńskiego.  W sumie bardzo fajne imię, ale jeśli można coś ulepszyć , to dlaczego nie spróbować.  No i zaczęło się: Ozzy, Jimmy, Johnny, Eddie, Pele, czyli rockowo albo futbolowo.  Osiągnięcie zgody było tak samo możliwe jak wspólne zdanie polityków z rożnych frakcji.  Bezimienne więc szczenię zostało zabrane do Babci Basi na spotkanie zapoznawcze. Babcia ma wiele zdjęć przedstawicieli rodzinki, w tym psów: Arsana, Nesto, Bony, Nero.  I to ostatnie imię wpadło nam wszystkim w ucho.  Zwłaszcza, że mały jest czarnej maści z białymi łatkami , zatem Nero (po włosku czarny) pasuje idealnie. I tak wyszliśmy na spacer już w towarzystwie malego Nero.

Pierwszy spacer, czyli dlaczego wszyscy się mną zachwycają

W drodze na bazarek po smycz i nową obrożę, doznaliśmy niesamowitego wprost zainteresowania szczeniakiem.  Tak pewnie czuja się celebryci! Ludzie przystawali, komplementowali, dawali rady (często sprzeczne ze sobą).  Ludzie rezygnowali z miejsca w kolejce do warzywniaka, aby obejrzeć pieska, kobiety hamowały z piskiem opon, aby dotknąć to cudo, starszy pan porzucił spacerowego towarzysza, aby dać sobie polizac policzki. Przez naszego bostonka oczywiście.  A. był dumny jakby to jego dotyczyło. Do domu wróciliśmy z nową obrożą, smyczą i bagażem doświadczeń psich fanów.

Jak to się stało - czyli krótka historia o tym, jak bostonek pojawił się w naszym domu

W sobotę 10. listopada dołączył do nas nowy domownik. Nie byle jaki - z Księstwa Cieszyńskiego!
Pojawienie się tego małego brzdąca było poprzedzone prośbami naszego 10-latka A. , a wlasciwie błaganiami.  Wcześniej jego brat ,obecnie 17letni B., też marzył o psie.  To właśnie B jako pierwszy przygotował petycję do rodziny i znajomych, aby pomogli mu w przekonaniu rodziców, aby mieć psa.  Niestety rodzice byli nieugięci, mimo, ze B zebrał pod swoją petycją ponad 10 podpisów i zadeklarował wywiązywanie się ze wszystkich obowiązków. Ponad 10 osób mu uwierzyło - super!  Niestety rodzice okazali się ludźmi małej wiary, bo pies w domu się nie pojawił.  Pojawił się za to braciszek A.  Ale, umówmy się, braciszek nie dorasta do pięt pieskowi!
Tę samą taktykę zastosował A, jak tylko podrósł i osiągnął zdolność racjonalnego przekonywania dorosłych (racjonalnego, czyli bez uzycia pięknych oczu!).
Ponieważ pies ze względu na ostry sprzeciw Taty nie wchodził w rachubę, zaczął myśleć o kocie.  Znalazł odpowiednią dla rodziny rasę Ragdoll i napisał petycję.  Zebrał ponad 15 podpisów, bo sprytnie ją zabrał na imprezę towarzyską.  Czy przekonywał racjonalnie czy raczej wykorzystywał minę kota ze Shreka - trudno powiedzieć, ale podpisy zebrał.  Tata, chyba w przyplywie słabości, a może zmęczony nękaniem rzekł: " A róbcie co chcecie!".  Oczywiście był przekonany, że zrozumiemy tę odpowiedź jako zdecydowany sprzeciw.  Niestety sztuka komunikacji jest trudną dziedziną - zrozumieliśmy to jako przyzwolenie.
Mama zaczęła szukac hodowli bostonków, bo ta rasa spełniała nasze oczekiwania - towarzyski, inteligentny, uroczy i mały. Własciwie Mama kompletnie zwariowała na tym punkcie.  Wyslala maila do 23 hodowli i z większości dostała odpowiedzi - sympatyczne pozdrowienia od ludzi zakochanych w tej rasie. Jeden z hodowców polecił hodowlę w Cieszynie, gdzie znajdował się nasz maluch.
I teraz historia dostała przyspieszenia niczym cząsteczki w zderzaczu hadronów. Aby skrócic opowieść do maksimum - 10.11.2012 o godz 11:00 przyjechała pani Kasia z mężem oraz z księciem cieszyńskim.   
I tak oto staliśmy się pięcioosobową rodziną: mama, tata, A, B i Nero...